wtorek, 30 czerwca 2020

Kontrast

Kontrast

 

Dzień był słoneczny i upalny. Lato jeszcze się na dobre nie zaczęło, a już dawało o sobie znać wysokimi temperaturami szczególnie trudnymi do zniesienia w blaszanej kabinie pozbawionej klimatyzacji. To miał być ostatni kurs przed zaplanowanym na początek czerwca urlopem. Nie jechał zbyt daleko – raptem trzysta dwadzieścia parę kilometrów, co nawet przy założeniu, że będzie się poruszał wyłącznie drogami krajowymi, powinno zająć mu nie więcej niż pięć godzin, dlatego wykonywał ten kurs w pojedynkę. Zmienników firma wysyłała tylko na trasy dłuższe niż pięćset kilometrów, oszczędzając w ten sposób na roboczogodzinach. Darek lubił takie kursy. Czuł się wtedy swobodniej, zwłaszcza, że po drodze lubił skorzystać z usług dorodnych panienek zwanych potocznie „tirówkami”. Koledzy przeważnie nie mieli nic przeciwko temu, sami też nie gardzili podobnym towarzystwem, ale ich obecność pozbawiała te spotkania choćby minimum intymności i znacząco obniżała poziom satysfakcji z nich płynącej. Czasem dochodziło też do sprzeczek o pierwszeństwo. Indywidualna jazda usuwała wszystkie te niedogodności.

Nigdy nie odmawiał sobie przyjemności związanych z damsko-męskimi zbliżeniami, mimo że tanie nie były. Wiódł kawalerski żywot. W jego branży kobiet pracowało jak na lekarstwo, a przecież krew nie woda. Inni jakoś znajdowali sposób na ułożenie sobie życia prywatnego. Chwalili się nawet swoimi żonami i dziećmi. Dużo opowiadali, przynosili zdjęcia. Darek nie potrafił się w tym wszystkim odnaleźć. Nie umiał flirtować. Kiedy spotykał dziewczynę, propozycja randki jakoś nie chciała mu przejść przez gardło. Sytuacja klienta, który płaci i wymaga lepiej mu odpowiadała niż rola zalotnika oczekującego na życzliwą akceptację.

„Tirówki” najczęściej spotkać można było w miejscach, gdzie droga wiodła między dwiema ścianami lasu, w pobliżu duktów służących na co dzień robotnikom leśnym, a także grzybiarzom i zbieraczom jagód czy malin. Przy takich ścieżkach zwykle pobocze stawało się nieco szersze, co pozwalało zatrzymać samochód nawet na pół godziny, nie przeszkadzając przy tym innym użytkownikom drogi. Tyle zazwyczaj wystarczało, żeby zaspokoić swoje erotyczne potrzeby.

Darek wjechał właśnie na taki zalesiony odcinek i zaczął uważnie przyglądać się prawemu poboczu. Dziewczyny stały pojedynczo w dwustu- trzystumetrowych odległościach od siebie. Minął dwie pierwsze o wyraźnie azjatyckich rysach. Nie, żeby był rasistą, ale w odniesieniu do cudzoziemek miał liczne skrupuły. Może taka jedna z drugą została porwana? Zabrano jej paszport? Nafaszerowano prochami? Z podobnymi przypadkami nie chciał mieć do czynienia. Polka jest u siebie. Wie, co robi, więc nie ma powodu się nad nią rozczulać.

Jego uwagę przykuła trzecia na tym odcinku. Rzucała się w oczy ze względu na oryginalną kolorystykę swojego ubioru. Miała jaskrawokanarkową bluzkę bez rękawów uszytą z błyszczącej tkaniny. Z daleka wyglądała jak kamizelka odblaskowa robotników drogowych. Do tego obcisłe szorty w kolorze dojrzałej śliwki, co stanowiło nawet dla mało wrażliwych oczu bolesny kontrast.

— Cześć skarbie, klasyk za stówę, francuzik za sto pięćdziesiąt, inne numery po dwie stówy – przedstawiła swój cennik zaraz po otwarciu drzwi szoferki.

Darek przypatrzył się dziewczynie i odniósł wrażenie, że skądś ją zna. Nie, na pewno nie był wcześniej przez nią obsługiwany. Ta znajomość sięgała daleko wstecz. Do czasów, kiedy jeszcze nie myślał o zaspokajaniu w ten sposób swoich męskich zachcianek.

— Magda!? – zapytał z nadzieją, że usłyszy zaprzeczenie, a podobieństwo okaże się całkowicie przypadkowe. Jednak tirówka także przyjrzała mu się uważnie i po chwili na jej twarzy pojawił się wyraz równie wielkiego zdumienia.

— Darek!? – krzyknęła, nie ukrywając zaskoczenia.

Amator płatnej miłości poczuł się w tym momencie jakoś dziwnie. Chęć szybkiego rozładowania napięcia seksualnego gdzieś się ulotniła. Pozostało nie do końca sprecyzowane uczucie zażenowania. Magda była najładniejszą dziewczyną w jego klasie licealnej. Wszyscy się w niej podkochiwali i każdy marzył skrycie, żeby chociaż raz się z nią przespać. Nikomu jednak nie udało się tego marzenia wcielić w czyn. Magda umiała trzymać dystans. Uśmiechała się, flirtowała, ale na nic więcej chłopakom nie pozwalała. Szanowała się. Do głowy by Darkowi wtedy nie przyszło, że kiedyś spełnienie tego szkolnego pragnienia będzie dla niego na wyciągnięcie ręki.

— Co ty tutaj robisz!? – To pytanie wyrwało się jednocześnie z ust ich obojga, jak na niewidzialną komendę.

— Ja pracuję – Darek pierwszy udzielił odpowiedzi. – Jeżdżę po całym kraju. Rozwożę to i owo.

— Ja też pracuję, jak widzisz – odrzekła Magda. – Też bywam na różnych drogach, chociaż może nie w całym kraju. Raczej w tej okolicy. Dzisiaj akurat tu.

— Co skłoniło cię do zarabiania w ten sposób? – Zaciekawił się Darek. – Przecież, o ile pamiętam, wybierałaś się na historię sztuki.

— Ty też wybierałeś się na jakieś studia. Chyba nawet na prawo, jeśli dobrze kojarzę. Dlaczego teraz siedzisz za kółkiem?

— Zorientowałem się, że w ten sposób można dużo więcej zarobić. Na aplikację nie miałem szans, a po samej magisterce mógłby co najwyżej tkwić w jakimś biurze za marne grosze.

— No widzisz. Ze mną było dokładnie tak samo. Zatęskniłam za większą forsą.

— Niby tak. Jednak mimo wszystko…

— Co mimo wszystko!? – ostro przerwała mu Magda. – Zamierzasz prawić mi jakieś kazania o „sprzedawaniu się”, „kobiecej godności” i innych dyrdymałach? Wszyscy się sprzedają. Trzeba coś sprzedać, żeby żyć. Jedni sprzedają ręce, inni mózgi, a ja to. – Pokazała dłonią na swoje krocze. – Ani to lepsze, ani gorsze od innych zajęć. Zresztą domyślam się, że nie masz nic przeciwko temu. Przecież nie wziąłeś mnie za autostopowiczkę, którą trzeba podrzucić do najbliższego miasta. Prawda?

Darek poczuł się nieswojo. Rzeczywiście, to nie jest w porządku korzystać z usług takich dziewczyn i jednocześnie mieć im za złe, że je świadczą. Trudno jednak było mu pogodzić się z widokiem szkolnej koleżanki w tej roli.

— W szkole byłaś zupełnie inna – zagadnął nieśmiało.

— Wszyscy się zmieniamy. Wtedy byłam inna, teraz inna, później pewnie będę jeszcze inna. Co z tego? To jak? Bawimy się czy nie? Przecież nie zatrzymałeś się po to, żeby mnie nawracać. Szkoda na to twojego i mojego czasu.

— Wiesz. Jakoś odeszła mi ochota. Chyba ci jednak podziękuję.

— Twoja sprawa, ale zapłacić i tak będziesz musiał. Przez ten czas, jak tu gadamy, minęło nas co najmniej pięćdziesiąt samochodów. W każdym mógł siedzieć mój klient. Nie mogę sobie pozwolić na takie straty. Biznes jest biznes. Sam rozumiesz.

Darek wyjął z portfela dwa stuzłotowe banknoty i bez słowa wręczył Magdzie.

— Za dużo – zaprotestowała. – Nie korzystałeś, to płacisz tylko za czas. Pięć dych wystarczy.

— To taki prezent ode mnie. Po starej znajomości. – Darek próbował wzbraniać się przed przyjęciem zwrotu.

— Czy ja wyglądam na żebraczkę!? – oburzyła się Magda. – Należy mi się pięć dych. Nie biorę napiwków.

— Nawet po starej znajomości?

— Szczególnie po starej znajomości.

Wymienili się banknotami, po czym Magda otworzyła drzwi szoferki, zamierzając wysiąść.

— Zaczekaj! – Darek przytrzymał ją za łokieć. – Tu jest mój numer telefonu. Zadzwoń, jakbyś miała kiedyś ochotę pogadać. – Podał jej swoją służbową wizytówkę.

— Phi, ciekawe o czym? – zapytała drwiąco zeskakując na pobocze. Jednak schowała kartonik do tylnej kieszeni szortów i z banknotem w dłoni zagłębiła się w las. Jej jaskrawożółta bluzka przez jakiś czas migała między drzewami.

„Pewnie gdzieś tam siedzi jakiś alfons, który odbiera od niej pieniądze, a później wypłaca niewielką prowizję z tego, co dla niego zarabia.” – pomyślał i w tym momencie ogarnęła go złość. Miał ochotę wysiąść, pójść w ślad za Magdą i skuć gębę temu łajdakowi, który tak zdemoralizował najfajniejszą dziewczynę z IVb. Zaniechał jednak tego. Magda pewnie nie byłaby mu wdzięczna. Co go to zresztą obchodzi? Jej życie, jej sprawa. Uruchomił silnik i odjechał.

Po drodze minął jeszcze kilka tirówek, ale przy żadnej się nie zatrzymał. Przygodny seks całkowicie stracił dla niego powab. Do końca trasy nie mógł przestać myśleć o tym, co usłyszał od swojej dawnej szkolnej koleżanki. Trudno było mu zaakceptować jej rozumowanie, że każda praca jest sprzedawaniem siebie i nie ma różnicy, jaką część swojej osoby wystawia się na rynek. Jednak im dłużej się zastanawiał, tym bardziej dochodził do wniosku, że jest w tym coś z prawdy. Weźmy na przykład takich artystów. Handlują czymś o wiele bardziej intymnym niż Magda – swoimi najgłębszymi uczuciami przelewanymi na papier, płótno albo nuty. Tylko ich ludzie oklaskują, ustawiają się w kolejkach po autografy. A o Magdzie co powiedzą? „Przydrożna kurwa”. Darek zaczerwienił się, chociaż nikt na niego nie patrzył. Sam często używał takiego określenia w rozmowach z kolegami. Postanowił sobie, że już nigdy więcej nikogo tak nie nazwie.

Myślał też o swoim ostatnim geście. Na co właściwie liczył, zostawiając Magdzie swoją wizytówkę? Na odświeżenie znajomości? Ale po co? Czy ma moralne prawo bawić się w wybawcę podnoszącego dziewczynę z moralnego upadku? Poza tym, dlaczego właśnie ją? Każdego dnia mnóstwo podobnych do niej osób świadczy swoje usługi, odbierając pieniądze i pogardę w jednym pakiecie. Świat się jakoś od tego nie wali.

Po rozładowaniu ciężarówki i odstawieniu jej na parking wynajął na koszt firmy jednoosobowy pokój w podrzędnym hotelu. Jutro wróci do domu, a pojutrze zacznie się długo wyczekiwany urlop. Jak go spędzi? Do tej pory planował, że głównie w towarzystwie dziwek masowo ściągających latem do nadmorskich kurortów. Ale po dzisiejszej przygodzie jakoś odechciało mu się tego. Przecież każda z nich była kiedyś w jakiejś szkole i miała kolegów Coś mu w tym zgrzytało, chociaż niby to wszystko ludzka rzecz.

Ciekawe czy w drodze powrotnej spotka Magdę w tym samym miejscu, co dziś? Jakaś jego część mówiła, że chciałby, żeby tak się stało. Inna natomiast stanowczo była temu przeciwna. „Będzie jak będzie. Ostatecznie mogę się po prostu nie zatrzymać” – pomyślał w końcu zrezygnowany.

Dochodziła już dziesiąta, kiedy zaczął szykować się do snu. Właśnie wyszedł z łazienki przebrany w pidżamę, gdy w jego saszetce na dokumenty zadzwonił telefon. „Ktoś chyba jest na bakier z przyzwoitością, skoro dzwoni o tej porze.” – pomyślał z irytacją. Sądząc jednak, że może to być ktoś z firmy, odebrał.

— Cześć, tu Magda – usłyszał po drugiej stronie. – Mówiłeś, żebym zadzwoniła, jak będę miała ochotę pogadać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz