czwartek, 10 listopada 2016

Nocna rozmowa


Nad miastem panował gęsty mrok. Zegar na wieży ratuszowej już dawno wybił północ i nawet ludzie o sowim usposobieniu zaczynali układać się do snu. Na ulicach było kompletnie pusto i z każdą chwilą coraz mniej świateł w oknach robiło konkurencję ulicznym latarniom. Tylko gdzieniegdzie za szybą widniała żółtawa poświata świadcząca o tym, że mieszkający tam człowiek albo cierpi na bezsenność, albo ma przed sobą pracowity dzień i musi poczynić wiele przygotowań, aby móc podjąć czekające go od świtu zadania.
Za jedną z takich szyb, w niewielkim pokoju na ostatnim piętrze starej, przedwojennej kamienicy siedział Literat pochylony nad tradycyjną, ręczną maszyną do pisania. Miał wprawdzie w domu komputer z zainstalowaną najnowszą wersją powszechnie używanego edytora tekstu, ale gdy zależało mu na stworzeniu prawdziwego arcydzieła, zdecydowanie wolał tę wysłużoną, lecz ciągle sprawną maszynę z koszem czcionek, taśmą barwiącą i wałkiem do papieru. Twierdził, że takie staroświeckie urządzenie znacznie lepiej pomaga mu odnaleźć natchnienie niż elektroniczne wytwory współczesnej techniki.
Od dłuższego czasu pracował nad nową powieścią melodramatyczną, a ponieważ zależało mu na jak najszybszym oddaniu jej do wydawcy, więc już nie wiadomo który dzień z rzędu ślęczał nad swoją maszyną do późnej nocy. Teraz zrobił chwilę przerwy w pisaniu, żeby zastanowić się, jak możliwie najlepiej opisać scenę, w której główna bohaterka z zazdrości zabija swojego narzeczonego. Zamyślił się głęboko, szukając odpowiednich słów.
Nagle z tej medytacji wyrwał go dobrze znany odgłos czcionek uderzających o papier nawinięty na wałek maszyny do pisania. Spojrzał i ze zdumieniem zobaczył, że maszyna pisze sama. Klawisze, jakby uderzane niewidzialnymi palcami, uginały się, wypychając z kosza odpowiadające im czcionki, a te pozostawiały na papierze swoje ślady w postaci liter, słów i całych zdań. Choć ciągle jeszcze nie dowierzał własnym oczom, to jednak po chwili ciekawość wzięła górę, nachylił się i zaczął czytać tekst wychodzący spod niewidzialnej ręki.
- Nie każ mi zabijać Maćka! Nie chcę tego! Nie jestem morderczynią! Poza tym kocham go i nie wierzę, że naprawdę mnie zdradził. To ty wymyśliłeś to wszystko. Poplątałeś nasze losy tylko po to, żeby się nami pobawić. Ale ja się na to nie zgadzam i Maciek na pewno też. Masz zmienić tę historię, rozumiesz!
Literat przetarł oczy. Pomyślał, że to jakiś dziwny sen. Uszczypnął się nawet kilka razy, mając nadzieję, że się obudzi. Ale nie. Był zupełnie pewien, że jest na jawie, a mimo to litery wystukane przed chwilą przez jego maszynę nie zniknęły. „Gdybym pisał na komputerze, mógłbym jednym ruchem ręki skasować te gryzmoły – pomyślał – a tak będzie trzeba wyrzucić całą kartkę i napisać wszystko od nowa. Szkoda pracy”. Jednak sam fakt pojawienia się tego tekstu zaintrygował go. Skoro bohaterka jego powieści postanowiła nawiązać z nim rozmowę, to może warto ją kontynuować. „To będzie sprawdzian, czy mam do czynienia z rzeczywistością, czy tylko z jakimś złudzeniem” – pomyślał. Nachylił się nad maszyną i zaczął pisać.
- Przykro mi, ale plan powieści jest taki, że Maciek cię zdradza, a ty go z zazdrości zabijasz. Tak od początku to wymyśliłem i nie zamierzam tego zmieniać. To ja stworzyłem was oboje i wasze losy są w całości ode mnie zależne, czy ci się to podoba, czy nie.
Oderwał ręce od klawiatury i wyprostował się czekając na odpowiedź. Jeśli maszyna znów zacznie pisać sama, będzie to znaczyło, że nawiązał kontakt ze stworzoną przez siebie postacią, jeśli nie – uzna ten epizod za złudzenie wynikłe z przemęczenia. Wyrzuci zepsutą kartkę, położy się spać, a jutro napisze wszystko od nowa tak, jak chciał.
- Nie zmusisz mnie, żebym go zabiła! – Klawisze maszyny ponownie zaczęły same się poruszać. – Jestem wolna i za nic nie zrobię czegoś, co sprzeciwia się mojej naturze!
A więc to jednak prawda. Postać z książki najwyraźniej buntowała się przeciwko wyznaczonej jej roli. Nie może się na to zgodzić! To on jest panem tej powieści i wszystkie postacie muszą być mu posłuszne, inaczej cały świat stanie na głowie. Trzeba jej odpowiedzieć tak, żeby odechciało jej się podobnych protestów.
- Uważaj, bo mogę rzeczywiście zmienić koncepcję i to Maciek zabije ciebie. Czy to by ci bardziej odpowiadało?
- On na pewno tego nie zrobi! Kocha mnie i nie przyjdzie mu do głowy, żeby mnie skrzywdzić!
- Czy sądzisz, że będzie tak samo skłonny do buntu przeciw swemu twórcy, jak ty? Mam co do tego uzasadnione wątpliwości.
- To prawda, jest trochę bardziej uległy ode mnie. Taką stworzyłeś mu naturę. Ale do zbrodni się nie posunie, nawet na twoje polecenie. Przekonasz się!
- No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak sprawdzić to doświadczalnie. Napiszę jeszcze raz ten fragment, ale w taki sposób, że ty będziesz ofiarą, a Maciek zabójcą. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Wykręcił kartkę z maszyny, zmiął ją i wyrzucił do kosza. Wkręcił nową i zaczął pisać. Jednak, gdy doszedł do momentu, kiedy Maciek miał podjąć decyzję o zabiciu swojej narzeczonej, maszyna dziwnie się zacięła. Klawisze zablokowały się gdzieś od środka i żaden nie chciał zareagować na coraz silniejsze uderzenia palców Literata. Zaklął w duchu. „Szlag by to trafił! Nie dość, że już prawie druga w nocy, jutro po południu mam dostarczyć tekst wydawcy, to jeszcze sprzęt mi się psuje. Trudno, ten ostatni fragment napiszę na komputerze, chociaż nie lubię.”
Wstał i podszedł do drugiego biurka, żeby włączyć komputer. Wtedy maszyna nagle znów zaczęła pisać sama.
- A widzisz?! Nie mówiłam, że nie uda ci się go zmusić, żeby mnie zabił? On mnie kocha i nie chce tego zrobić. Napisz inną powieść, ze szczęśliwym zakończeniem.
A więc to dalszy ciąg buntu, tym razem obojga bohaterów. Trzeba ich jakoś uspokoić, żeby zaniechali sprzeciwu i pozwolili dokończyć już tak daleko posunięte dzieło. Usiadł ponownie przy maszynie i wystukał odpowiedź.
- To byłoby śmiertelnie nudne. Prawdziwa powieść musi obfitować w sytuacje dramatyczne. Inaczej nikt jej nie będzie chciał czytać.
- Ci twoi czytelnicy są chyba nienormalni, skoro fascynuje ich czyjeś nieszczęście. Po co w ogóle dla nich piszesz? Czy nie lepiej tworzyć dobre historie?
- Czytelnicy są jacy są, a ja muszę zarobić na swoje utrzymanie, dlatego piszę to, co im się podoba. Chyba to rozumiesz? Ty i Maciek też musicie w waszym świecie na siebie zarabiać.
- Tak jest, bo ty tak opisałeś nasz świat. Nie potrafiłeś stworzyć świata, w którym nie trzeba na siebie zarabiać, bo sam jesteś w to zarabianie uwikłany. Wiesz, zaczynam wątpić, czy ty w ogóle istniejesz. To niemożliwe, żebyś nie chciał, stwarzać bohaterów szczęśliwych, a nie takich, którzy się wzajemnie zdradzają i zabijają.
- Skoro, jak twierdzisz, nie istnieję, to z kim, do licha, rozmawiasz od prawie pół godziny? Zastanów się, co mówisz.
- Nie wiem, z kim rozmawiam. Może z własnymi myślami? Może to, jacy jesteśmy jest projekcją naszego wnętrza, jakimś głęboko ukrytym ja, które ujawnia się stopniowo w różnych życiowych sytuacjach?
- Ach, więc jednak przyznajesz, że w twoim „ukrytym wnętrzu” rodzą się myśli o zabiciu narzeczonego. Skoro to nie ja każę ci go zabić, bo ja przecież nie istnieję, to znaczy, że sama o tym myślisz. Jednak nie jest to tak do końca wbrew twojej naturze, jak twierdziłaś na początku. Skończ, więc, proszę, z tą paplaniną o szczęściu i miłości i pozwól mi dokończyć powieść tak, jak ją zaplanowałem. Wydawca czeka.
- No dobrze, istniejesz, ale jesteś zły i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Nie będę robiła tego, co ty wymyśliłeś. Nienawidzę cię!
- Ośmielam się zauważyć, że gdyby nie ja to ciebie i Maćka w ogóle by nie było. Życzyłbym sobie odrobinę wdzięczności za powołanie do istnienia.
- I co nam przyjdzie z tego istnienia, skoro przewidziałeś dla nas taki okropny los. Byłoby lepiej, gdybyś nas wcale nie napisał.
- Nie sądzę, żebyś naprawdę wolała rozpłynąć się w niebycie, niż żyć, choćby jako zabójczyni swojego narzeczonego. Ja, w każdym razie mam zobowiązania wobec wydawcy i nie zamierzam rezygnować z dokończenia tej powieści, czy ci się to podoba, czy nie.
Siedział przez dłuższą chwilę spodziewając się jakiejś odpowiedzi, ale maszyna nie drgnęła. „Widocznie odechciało jej się buntować. Dałem jej do zrozumienia, że wcale nie jest taka idealna jak myślała. Ja w końcu wiem lepiej, do czego ona jest zdolna, przecież sam ją stworzyłem. Ale teraz jestem już zbyt zmęczony. Położę się spać, a jutro dokończę ten rozdział.”
Nazajutrz wstał wcześnie i zaraz po śniadaniu usiadł przy swojej maszynie i napisał brakujący fragment powieści, w którym, zgodnie z jego wolą i oczekiwaniem czytelników, główna bohaterka zabija z zazdrości narzeczonego, a następnie z rozpaczy targa się na własne życie.
Właśnie poskładał wszystkie kartki, zapakował do teczki i zamierzał udać się do biura wydawcy, gdy u jego drzwi zadźwięczał dzwonek. „Kto, do diabła, odwiedza mnie o tej porze?! – pomyślał z irytacją. – Przecież z nikim się nie umawiałem. Pewnie znów jakiś domokrążca.” Podszedł jednak do drzwi i otworzył. Naprzeciw niego stało dwoje młodych ludzi o wyglądzie dokładnie takim, jaki mieli bohaterowie ukończonej przed chwilą powieści. Odzież na wysokości ich serc była rozdarta i zakrwawiona.
Literat zaniemówił. Stał przez chwilę z szeroko otwartymi ustami, jakby nagle zabrakło mu powietrza.

- Co się tak dziwisz? – odezwała się w końcu dziewczyna. – Przecież to normalne, że po śmierci trafia się do swojego stwórcy. Chcemy u ciebie zamieszkać. Na zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz