Już powinni wrócić. Monika, dziewiętnastoletnia dziewczyna o długich, niemal zupełnie czarnych włosach, brązowych oczach, delikatnie zarysowanych wargach i szczupłej, wysportowanej sylwetce, niecierpliwie spogląda na jaskrawoniebieskie cyfry wyświetlacza sypialnianego budzika w swoim pokoju. Chciałaby pokazać IM odebrane przed południem świadectwo maturalne z dziewięćdziesięciopięcioprocentowym wynikiem. Rzadko się zdarza, żeby ktoś w jej wieku miał tak dobre relacje z rodzicami, ale Monika nigdy nie przechodziła typowego dla jej koleżanek buntu nastolatki. Może dlatego, że od przedszkola była dzieckiem niezwykle wygodnym, unikającym trudnych wyzwań, a do tego naturę miała raczej uległą. Buntowanie się wymaga gotowości do wejścia w konflikt, otwarcia się na ciosy, umiejętności znoszenia przeciwności losu. Tych cech Monika nigdy nie przejawiała i nie przejawia do tej pory. ONI zaś dokładali ze swojej strony wszelkich starań, aby nieprzeciętnie uzdolnionej jedynaczce jakiekolwiek przeciwności losu usuwać z drogi, zanim zdąży poczuć ich przedsmak. Za tę troskę Monika czuje do NICH bezgraniczną wdzięczność i nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby uczynić coś, co mogłoby sprawić IM przykrość. Dlatego teraz jest dla niej tak ważne, żeby pochwalić się swoim świadectwem dojrzałości – uwieńczeniem dwunastoletniego wspólnego wysiłku nad jej edukacją.
Jutro złoży wniosek o przyjęcie na wydział informatyki miejscowego uniwersytetu, a ONI pokryją koszty wpisowego i pierwszego semestru studiów. Dalsze finansowanie nauki też ma zapewnione. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Przecież ONI nie pozwolą, żeby z powodów finansowych zmarnował się taki intelektualny potencjał. Monika święcie wierzy w swoje nadzwyczajne możliwości umysłowe, a leżący na stole dokument jest tej wiary materialnym potwierdzeniem.
Tym bardziej nie wyobraża sobie, że w jej rodzinnym układzie mogłoby się cokolwiek zmienić. Przecież pokładane w niej nadzieje spełniła z nawiązką. W dodatku chce iść w ICH ślady, w ślady swoich dobrych aniołów, którzy strzegli ją przez dziewiętnaście lat, przekazali najważniejszą wiedzę o życiu, wpoili liczne mądre zasady. Będzie się nimi kierowała aż po kres swoich dni.
Oboje są informatykami. Pracują w jednej firmie i w jednym dziale. Tam się zresztą poznali dwadzieścia jeden lat temu. Monikę od dzieciństwa fascynowała ICH praca i nie wyobraża sobie, że mogłaby robić coś innego. Wsparcie z ICH strony wydaje jej się więc tak oczywiste, jak to, że słońce wschodzi każdego dnia o swojej porze i że kraj, w którym mieszka, ma najmądrzejszą władzę na świecie, dlatego sprzeciwianie się jej, podobnie jak woli rodziców i wszystkich innych dorosłych, jest przejawem skrajnej głupoty zasługującej na najwyższe potępienie.
Jeszcze raz spogląda na wyświetlacz budzika. Dlaczego tak długo nie wracają? Czas ICH pracy dawno minął. Zwykle przed szesnastą byli w domu. Tymczasem dochodzi piąta. Przygotowany przez Monikę uroczysty obiad zdążył wystygnąć, a ICH ciągle nie ma. Czyżby przewidując dzisiejsze świętowanie, wybrali się do jakiegoś sklepu po prezent dla niej? To raczej niemożliwe. Prezentem miał być przecież kurs prawa jazdy, na który zamierza się zapisać jeszcze w trakcie wakacji. Jak dobrze pójdzie, to może nabędzie stosowne uprawnienia przed rozpoczęciem roku akademickiego. To byłby dobry atut w poszukiwaniu zajęcia umożliwiającego udany start w dorosłe życie. Gdyby zmienili zdanie i postanowili podarować jej coś materialnego, z pewnością powiedzieliby jej o tym. Ona zresztą przekonałaby ICH wtedy, żeby pozostali przy pierwotnym zamyśle. Po co jej jakieś gadżety albo nawet praktyczne rzeczy, które prędzej czy później się zużyją. Umiejętność prowadzenia samochodu to coś, co nie straci wartości do końca jej życia. Czyż taki prezent nie jest najcenniejszy? Skoro więc nie poszukiwanie podarunku, to co mogło ICH tak długo zatrzymać? Dlaczego ciągle ICH nie ma?
Właśnie rozlega się dzwonek domofonu. ONI by nie dzwonili, przecież mają swoje klucze. Monika podrywa się i podchodzi do drzwi. Pełen smutku męski głos z drugiej strony nie jest głosem taty. Policja. Monice robi się słabo. Przeczuwa najgorsze. Drżącą ręką zwalnia elektroniczną blokadę wejścia na klatkę schodową bloku. Po chwili przeczucie staje się faktem.
To była duża, trzydziestotonowa ciężarówka. Kierowca zlekceważył czerwone światło, w dodatku jechał za szybko. ONI nie mieli żadnych szans na jakąkolwiek reakcję. Już nigdy nie będą niczego razem świętowali. Z niczego się nie ucieszą ani niczym nie zasmucą. Nie pokryją kosztów wpisowego, nie zafundują kursu prawa jazdy. Policjanci, którzy przyszli ją powiadomić, mówią coś jeszcze o kierowcy ciężarówki. Zapewniają, że jest w ich rękach i nie uniknie sprawiedliwej kary za swój czyn.
Monika nie słucha. Nie obchodzi ją los jakiegoś tam kierowcy ciężarówki. Wstrząsa nią spazmatyczny płacz. Dopiero kiedy stanowczym tonem żądają, żeby udała się z nimi do kostnicy w celu identyfikacji ciał, ogarnia się trochę. Zakłada buty, bierze torebkę z dokumentami, klucze od mieszkania i wychodzi. W windzie opiera się o ścianę. Nie ma siły ustać na własnych nogach. Coś, jakby wielka ołowiana kula rozsadza jej głowę od środka. Czuje, że robi jej się słabo. Policjanci ją przytrzymują. Każą wziąć się w garść. Są szorstcy, nieuprzejmi. Śpieszy im się. Lada chwila mogą dostać następne zadanie, a tu poszkodowana im histeryzuje i opóźnia robotę.
W radiowozie jeden z nich podaje jej plastikowy kubek z jakimś płynem. Nakazuje wypić to jednym haustem. Monika przykłada naczynie do ust. Płyn jest przeraźliwie gorzki. Czuje jak od tej goryczy cierpnie jej język i podniebienie. Z trudem przełyka. Zmusza się, żeby wypić do końca. Po chwili kołatanie w głowie i klatce piersiowej ustępuje. Ogarnia ją dziwny spokój, jakby w ogóle nie docierało do niej, dokąd jedzie i w jakim celu. Jest jednak zupełnie trzeźwa. Odpowiada na pytania dotyczące jej sytuacji. Ile ma lat, co aktualnie robi, co zamierza w związku z zaistniałą sytuacją? Na to ostatnie pytanie nie potrafi odpowiedzieć. Teraz nic nie zamierza. To spadło na nią tak nagle. Potrzebuje czasu, żeby coś wymyśleć. Policjant kręci z dezaprobatą głową.
– Nie ma pani tego czasu za wiele. Zdaje sobie pani sprawę, że w naszym systemie nie może pani liczyć na jakąkolwiek pomoc, chyba że ma pani jakichś bogatych krewnych albo dostanie duży spadek po rodzicach.
Nie ma bogatych krewnych. Biednych też nie ma. Jest jedyną córką dwojga jedynaków, a babcie i dziadkowie z obu stron nie żyją od paru lat. Ona jest od dziś zupełnie sama, jak palma na pustyni, jak ciało niebieskie nieprzypisane do żadnej konstelacji, dryfujące w nieskończonej pustce kosmosu. Wie, że nie może liczyć na żadną pomoc. Była przecież wybitnie zdolną uczennicą. Dobrze przyswoiła sobie zasady systemu ustanowionego w jej ojczyźnie pięćdziesiąt lat temu, kiedy to zorientowano się, że dotychczasowy porządek zwany demokracją wyczerpał swoje możliwości. Masy straciły zdolność dokonywania racjonalnych wyborów, kierując się wyłącznie zmysłowymi wrażeniami, jakie wywierali na nich kandydaci na różne urzędy. Kampanie poprzedzające akty głosowania zmieniły się w plebiscyty sztuki autoprezentacji, niemającej nic wspólnego z poszukiwaniem skutecznych rozwiązań realnych problemów, które coraz dotkliwiej trapiły ludzkie społeczności.
Po kolejnym kryzysie władzę w kraju przejęła, ku powszechnemu zadowoleniu, Rada Ekspertów – czterdziestoosobowe gremium złożone z wybitnych specjalistów w dziesięciu dziedzinach uznanych za kluczowe dla funkcjonowania państwa: ekonomii, prawa, medycyny, wojskowości, dyplomacji, edukacji, informacji, rolnictwa, technologii oraz rozrywki, po czterech z każdej branży. Członkostwo w Radzie jest dożywotnie, chociaż każdy może w dowolnym momencie z niego zrezygnować. Można też zostać z niej usuniętym, jeżeli popełni się przestępstwo. Gdy któryś z członków Rady umrze lub zrezygnuje, pozostali ustalają w drodze głosowania, kogo ze środowiska akademickiego dokooptować na jego miejsce. Musi to być, rzecz jasna, specjalista z tej samej branży, którą reprezentował zmarły lub ustępujący członek. Władzę w terenie powierzono pełnomocnikom mianowanym przez Radę, również dożywotnio. Oni też muszą reprezentować ekspercki poziom wiedzy w jednej z dziesięciu dziedzin. Do pomocy dobierają sobie od dwóch do czterech zastępców. Im podlegają bezpośrednio wszystkie urzędy, a także policja i straż pożarna w danym mieście. Dla uproszczenia struktury administracyjnej, zmniejszenia liczby urzędników oraz usprawnienia zarządzania zlikwidowano wsie, przysiółki i małe miasteczka, koncentrując całą ludność w dwustu miastach liczących od stu tysięcy do ponad pół miliona mieszkańców.
Na samym początku swych rządów Rada Ekspertów zlikwidowała wszelkie formy bezpłatnych usług publicznych, nadając im wyłącznie komercyjny charakter. Zniosła też wszystkie dotychczasowe świadczenia socjalne i podatki, ustanawiając jeden podatek osobisty, który płaci każdy pełnoletni obywatel, niezależnie od wielkości swoich dochodów. Zwolnieni z niego są tylko ci, którzy kontynuują naukę, pozostając na utrzymaniu rodziców, ale tylko do dwudziestego piątego roku życia. Jego wysokość waloryzowana jest co rok, a płatności należy dokonać w ciągu siedmiu dni od daty urodzin lub rocznicy ukończenia nauki, mnożąc dzienne stawki z poprzedniego i bieżącego roku przez odpowiednią liczbę dni. Jeśli ktoś umrze przed terminem płatności swojego podatku, bank potrąca stosowną kwotę z konta zmarłego po uzyskaniu informacji o zgonie. Jest jeszcze jedna grupa zwolniona z podatku, ale nikt z obywateli tego państwa najgorszemu wrogowi nie życzy, żeby się w niej znalazł.
Rada Ekspertów ogłosiła też trzy fundamentalne zasady życia społecznego, które do dziś uznawane są za nienaruszalne: „każdy jest kowalem swojego losu”, „szczęście sprzyja tym, co sami sobie pomagają” oraz „sprawiedliwość zapewnia porządek – miłosierdzie rozzuchwala”. W praktyce ich stosowanie oznacza, że wszyscy pilnują własnych nosów i nikt nie może liczyć na nikogo, ale gdy się potknie, zostanie potraktowany z całą surowością. Działalność charytatywną prowadzą niektóre stowarzyszenia religijne, ale ograniczają ją zazwyczaj wyłącznie do własnych wyznawców i stosują tylko w ostateczności. Rada Ekspertów nie kieruje się w swoim działaniu wskazaniami żadnej religii, ale nie przeszkadza w praktykowaniu różnych wierzeń pod warunkiem, że nie kwestionują one ustaleń nauki i nie sprzeciwiają się wspomnianym fundamentalnym zasadom oraz całemu opartemu na nich porządkowi. Wszelkie poglądy z nimi sprzeczne zostały zakazane i są bezwzględnie ścigane, zwłaszcza te, które głoszą, że państwo powinno mieć wobec obywateli jakiekolwiek inne obowiązki poza ochroną przed przestępcami i zewnętrznymi agresorami. Za wskazanie kogoś wypowiadającego takie poglądy, podobnie zresztą jak każdego innego przestępcy, można być w danym roku zwolnionym z podatku osobistego, a ponadto otrzymać całkiem pokaźną premię w znaczący sposób uzupełniającą domowy budżet. Toteż nawet w gronie krewnych i przyjaciół każdy bardzo starannie uważa na to, co mówi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz