Nocna rozmowa
Nad miastem panował gęsty mrok.
Zegar na wieży ratuszowej już dawno wybił północ i nawet ludzie o sowim
usposobieniu zaczynali układać się do snu. Na ulicach było kompletnie pusto i z
każdą chwilą coraz mniej świateł w oknach robiło konkurencję ulicznym
latarniom. Tylko gdzieniegdzie za szybą widniała żółtawa poświata świadcząca o
tym, że mieszkający tam człowiek albo cierpi na bezsenność, albo ma przed sobą
pracowity dzień i musi poczynić wiele przygotowań, aby móc podjąć
czekające go od świtu zadania.
Za jedną z takich szyb, w
niewielkim pokoju na ostatnim piętrze starej, przedwojennej kamienicy siedział
Literat pochylony nad tradycyjną, ręczną maszyną do pisania. Miał wprawdzie w
domu komputer z zainstalowaną najnowszą wersją powszechnie używanego edytora
tekstu, ale gdy zależało mu na stworzeniu prawdziwego arcydzieła, zdecydowanie
wolał tę wysłużoną, lecz ciągle sprawną maszynę z koszem czcionek, taśmą
barwiącą i wałkiem do papieru. Twierdził, że takie staroświeckie
urządzenie znacznie lepiej pomaga mu odnaleźć natchnienie niż elektroniczne wytwory
współczesnej techniki.
Od dłuższego czasu pracował nad
nową powieścią melodramatyczną, a ponieważ zależało mu na jak najszybszym
oddaniu jej do wydawcy, więc już nie wiadomo który dzień z rzędu ślęczał
nad swoją maszyną do późnej nocy. Teraz zrobił chwilę przerwy w pisaniu, żeby
zastanowić się, jak możliwie najlepiej opisać scenę, w której główna bohaterka
z zazdrości zabija swojego narzeczonego. Zamyślił się głęboko, szukając odpowiednich
słów.
Nagle z tej medytacji wyrwał go
dobrze znany odgłos czcionek uderzających o papier nawinięty na wałek maszyny
do pisania. Spojrzał i ze zdumieniem zobaczył, że maszyna pisze sama. Klawisze,
jakby uderzane niewidzialnymi palcami, uginały się, wypychając z kosza
odpowiadające im czcionki, a te pozostawiały na papierze swoje ślady w postaci
liter, słów i całych zdań. Choć ciągle jeszcze nie dowierzał własnym oczom, to
jednak po chwili ciekawość wzięła górę, nachylił się i zaczął czytać tekst
wychodzący spod niewidzialnej ręki.
- Nie każ mi zabijać Maćka!
Nie chcę tego! Nie jestem morderczynią! Poza tym kocham go i nie wierzę, że
naprawdę mnie zdradził. To ty wymyśliłeś to wszystko. Poplątałeś nasze losy
tylko po to, żeby się nami pobawić. Ale ja się na to nie zgadzam i Maciek
na pewno też. Masz zmienić tę historię, rozumiesz!
Literat przetarł oczy. Pomyślał, że
to jakiś dziwny sen. Uszczypnął się nawet kilka razy, mając nadzieję, że się
obudzi. Ale nie. Był zupełnie pewien, że jest na jawie, a mimo to litery wystukane
przed chwilą przez jego maszynę nie zniknęły. „Gdybym pisał na komputerze,
mógłbym jednym ruchem ręki skasować te gryzmoły – pomyślał – a tak będzie
trzeba wyrzucić całą kartkę i napisać wszystko od nowa. Szkoda pracy”. Jednak
sam fakt pojawienia się tego tekstu zaintrygował go. Skoro bohaterka jego
powieści postanowiła nawiązać z nim rozmowę, to może warto ją kontynuować. „To
będzie sprawdzian, czy mam do czynienia z rzeczywistością, czy tylko z
jakimś złudzeniem” – pomyślał. Nachylił się nad maszyną i zaczął pisać.
- Przykro mi, ale plan
powieści jest taki, że Maciek cię zdradza, a ty go z zazdrości zabijasz. Tak od
początku to wymyśliłem i nie zamierzam tego zmieniać. To ja stworzyłem was
oboje i wasze losy są w całości ode mnie zależne, czy ci się to podoba, czy
nie.
Oderwał ręce od klawiatury i
wyprostował się czekając na odpowiedź. Jeśli maszyna znów zacznie pisać sama,
będzie to znaczyło, że nawiązał kontakt ze stworzoną przez siebie postacią,
jeśli nie – uzna ten epizod za złudzenie wynikłe z przemęczenia. Wyrzuci
zepsutą kartkę, położy się spać, a jutro napisze wszystko od nowa tak, jak
chciał.
- Nie zmusisz mnie, żebym go zabiła!
– Klawisze maszyny ponownie zaczęły same się poruszać. – Jestem wolna i za nic
nie zrobię czegoś, co sprzeciwia się mojej naturze!
A więc to jednak prawda. Postać z książki
najwyraźniej buntowała się przeciwko wyznaczonej jej roli. Nie może się na to
zgodzić! To on jest panem tej powieści i wszystkie postacie muszą być mu
posłuszne, inaczej cały świat stanie na głowie. Trzeba jej odpowiedzieć tak,
żeby odechciało jej się podobnych protestów.
- Uważaj, bo mogę rzeczywiście
zmienić koncepcję i to Maciek zabije ciebie. Czy to by ci bardziej odpowiadało?
- On na pewno tego nie zrobi!
Kocha mnie i nie przyjdzie mu do głowy, żeby mnie skrzywdzić!
- Czy sądzisz, że będzie tak
samo skłonny do buntu przeciw swemu twórcy, jak ty? Mam co do tego uzasadnione
wątpliwości.
- To prawda, jest trochę
bardziej uległy ode mnie. Taką stworzyłeś mu naturę. Ale do zbrodni się
nie posunie, nawet na twoje polecenie. Przekonasz się!
- No cóż, nie pozostaje mi nic
innego, jak sprawdzić to doświadczalnie. Napiszę jeszcze raz ten fragment, ale
w taki sposób, że ty będziesz ofiarą, a Maciek zabójcą. Zobaczymy, co z tego
wyniknie.
Wykręcił kartkę z maszyny, zmiął ją
i wyrzucił do kosza. Wkręcił nową i zaczął pisać. Jednak, gdy doszedł do
momentu, kiedy Maciek miał podjąć decyzję o zabiciu swojej narzeczonej, maszyna
dziwnie się zacięła. Klawisze zablokowały się gdzieś od środka i żaden nie chciał
zareagować na coraz silniejsze uderzenia palców Literata. Zaklął w duchu.
„Szlag by to trafił! Nie dość, że już prawie druga w nocy, jutro po południu
mam dostarczyć tekst wydawcy, to jeszcze sprzęt mi się psuje. Trudno, ten
ostatni fragment napiszę na komputerze, chociaż nie lubię.”
Wstał i podszedł do drugiego
biurka, żeby włączyć komputer. Wtedy maszyna nagle znów zaczęła pisać sama.
- A widzisz?! Nie mówiłam, że
nie uda ci się go zmusić, żeby mnie zabił? On mnie kocha i nie chce tego
zrobić. Napisz inną powieść, ze szczęśliwym zakończeniem.
A więc to dalszy ciąg buntu, tym
razem obojga bohaterów. Trzeba ich jakoś uspokoić, żeby zaniechali sprzeciwu i
pozwolili dokończyć już tak daleko posunięte dzieło. Usiadł ponownie przy
maszynie i wystukał odpowiedź.
- To byłoby śmiertelnie nudne.
Prawdziwa powieść musi obfitować w sytuacje dramatyczne. Inaczej nikt jej nie
będzie chciał czytać.
- Ci twoi czytelnicy są chyba
nienormalni, skoro fascynuje ich czyjeś nieszczęście. Po co w ogóle dla
nich piszesz? Czy nie lepiej tworzyć dobre historie?
- Czytelnicy są jacy są, a ja
muszę zarobić na swoje utrzymanie, dlatego piszę to, co im się podoba. Chyba to
rozumiesz? Ty i Maciek też musicie w waszym świecie na siebie zarabiać.
- Tak jest, bo ty tak opisałeś
nasz świat. Nie potrafiłeś stworzyć świata, w którym nie trzeba na siebie
zarabiać, bo sam jesteś w to zarabianie uwikłany. Wiesz, zaczynam wątpić, czy
ty w ogóle istniejesz. To niemożliwe, żebyś nie chciał, stwarzać bohaterów
szczęśliwych, a nie takich, którzy się wzajemnie zdradzają i zabijają.
- Skoro, jak twierdzisz, nie
istnieję, to z kim, do licha, rozmawiasz od prawie pół godziny? Zastanów się,
co mówisz.
- Nie wiem, z kim rozmawiam.
Może z własnymi myślami? Może to, jacy jesteśmy jest projekcją naszego wnętrza,
jakimś głęboko ukrytym ja, które ujawnia się stopniowo w różnych życiowych
sytuacjach?
- Ach, więc jednak
przyznajesz, że w twoim „ukrytym wnętrzu” rodzą się myśli o zabiciu
narzeczonego. Skoro to nie ja każę ci go zabić, bo ja przecież nie istnieję, to
znaczy, że sama o tym myślisz. Jednak nie jest to tak do końca wbrew twojej
naturze, jak twierdziłaś na początku. Skończ, więc, proszę, z tą paplaniną o
szczęściu i miłości i pozwól mi dokończyć powieść tak, jak ją zaplanowałem.
Wydawca czeka.
- No dobrze, istniejesz, ale
jesteś zły i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Nie będę robiła tego, co ty
wymyśliłeś. Nienawidzę cię!
- Ośmielam się zauważyć, że
gdyby nie ja to ciebie i Maćka w ogóle by nie było. Życzyłbym sobie odrobinę
wdzięczności za powołanie do istnienia.
- I co nam przyjdzie z tego
istnienia, skoro przewidziałeś dla nas taki okropny los. Byłoby lepiej, gdybyś
nas wcale nie napisał.
- Nie sądzę, żebyś naprawdę
wolała rozpłynąć się w niebycie, niż żyć, choćby jako zabójczyni swojego
narzeczonego. Ja, w każdym razie mam zobowiązania wobec wydawcy i nie
zamierzam rezygnować z dokończenia tej powieści, czy ci się to podoba, czy nie.
Siedział przez dłuższą chwilę spodziewając
się jakiejś odpowiedzi, ale maszyna nie drgnęła. „Widocznie odechciało jej się
buntować. Dałem jej do zrozumienia, że wcale nie jest taka idealna jak myślała.
Ja w końcu wiem lepiej, do czego ona jest zdolna, przecież sam ją stworzyłem.
Ale teraz jestem już zbyt zmęczony. Położę się spać, a jutro dokończę ten
rozdział.”
Nazajutrz wstał wcześnie i zaraz po
śniadaniu usiadł przy swojej maszynie i napisał brakujący fragment powieści, w
którym, zgodnie z jego wolą i oczekiwaniem czytelników, główna bohaterka zabija
z zazdrości narzeczonego, a następnie z rozpaczy targa się na własne życie.
Właśnie poskładał wszystkie kartki,
zapakował do teczki i zamierzał udać się do biura wydawcy, gdy u jego drzwi
zadźwięczał dzwonek. „Kto, do diabła, odwiedza mnie o tej porze?! – pomyślał z
irytacją. – Przecież z nikim się nie umawiałem. Pewnie znów jakiś domokrążca.”
Podszedł jednak do drzwi i otworzył. Naprzeciw niego stało dwoje młodych ludzi
o wyglądzie dokładnie takim, jaki mieli bohaterowie ukończonej przed chwilą
powieści. Odzież na wysokości ich serc była rozdarta i zakrwawiona.
Literat zaniemówił. Stał przez
chwilę z szeroko otwartymi ustami, jakby nagle zabrakło mu powietrza.
- Co się tak dziwisz? – odezwała
się w końcu dziewczyna. – Przecież to normalne, że po śmierci trafia się
do swojego stwórcy. Chcemy u ciebie zamieszkać. Na zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz