Pandemionium
— Ręce, idiotko! – krzyk Zdzicha stojącego w drzwiach
łączących kuchnię z przedpokojem przywitał Gośkę, gdy tylko przekroczyła
próg domu po powrocie ze sklepu. Od pewnego czasu nie poznawała swojego męża. Spędzili
razem piętnaście nienajgorszych, jak jej się zdawało lat. Teraz powodem do
kłótni stawały się nawet najmniej istotne drobiazgi. Żeby tego uniknąć, zwykle
rozchodzili się, każde do innego pokoju i pogrążali w swoich zajęciach. Takie
rozejścia też jednak były źródłem stresu, który rozładowywali, krzycząc na
siebie i tak w kółko.
Gośka odstawiła torby z zakupami i posłusznie sięgnął po pojemnik
z płynem dezynfekcyjnym.
— Jak naciskasz dozownik, kretynko!? – wrzasnął znów
najukochańszy człowiek pod słońcem. – Łokciem, łokciem, a nie paluchami! Chcesz
mi zarazę wnieść do domu!?
Tego było za wiele. Nie chodziło nawet o sam krzyk. Zresztą,
co do meritum, należało przyznać mężowi rację, często zdarza się jej zapominać
o nowych rygorach higieny, ale przecież ten dom jest tak samo jej, jak i jego.
Jakim prawem twierdzi, że tylko jemu wniesie do domu zarazę? Do tego ten ton i
te wyzwiska. Czy nie można inaczej?
— Przestań drzeć mordę, Zdzichu! – odparowała, starając
się liczbą decybeli przelicytować małżonka. – Lepiej pomógłbyś mi rozpakować te
torby! Wiesz, ile się nadźwigałam, żebyś miał co żreć przez cały tydzień!?
— Ty też będziesz to żreć! – Zdzich musiał mieć zwykle
ostatnie zdanie. Dawniej taki nie był, ale od ogłoszenia lockdownu stał się na
tym punkcie wyjątkowo wrażliwy – a jak w telewizji mówią, że trzeba łokciem, to
łokciem. Kiedy wreszcie, do cholery, się tego nauczysz!?
Zdzich nawet nie sięgnął po torby ze sprawunkami. Dawniej w
ogóle nie trzeba go było prosić o pomoc w takich sytuacjach. Teraz przymusowy
pobyt w domu najwyraźniej go rozleniwił. Gośka nie chciała wspierać tego
nieróbstwa. Zostawiła zakupy w przedpokoju i poszła położyć się na kanapie.
Zignorowała kolejne krzyki męża, który tym razem domagał się natychmiastowego
wrzucenia do pralki całej odzieży, jaką miała na sobie.
„Kiedy to się wreszcie skończy!?”, powtarzała w myślach
gorączkowo. Jeszcze nie tak dawno spotykali się ze Zdzichem dopiero późnym
popołudniem. Wracali z pracy o różnych godzinach, do tego dochodziły zakupy i
rozmaite sprawy do załatwienia na mieście. Wtedy z niecierpliwością czekali na
weekendy.
Od dwóch miesięcy ich marzenie o byciu razem spełniło się w
nadmiarze. Miejsca ich pracy zostały zamknięte, niby wykonują zdalnie jakieś
zlecenia, ale żadne z nich nie spędza przed komputerem ustawowych ośmiu godzin.
Donikąd nie można wyjść: kina, teatry – wszystko pozamykane. Nawet parki przez
pewien czas były poogradzane policyjnymi taśmami. Teraz wprawdzie nie są, ale i
tak eksperci uważają przebywanie poza domem bez koniecznej potrzeby za
obarczone wielkim ryzykiem zagęszczanie przestrzeni. „Siedź w domu, jeśli
możesz”, to oficjalny przekaz.
Gośka i Zdzich siedzą i z coraz większym trudem znoszą siebie
nawzajem. Najmniejsze drobiazgi: niedomyty talerz, źle odłożona łyżka stają się
przyczyną awantur, po których trudno potem dojść do siebie. Przestali sypiać w
jednym łóżku, posiłki jedzą o różnych porach. Wszystko po to, żeby nie stwarzać
okazji do nowych kłótni. Jak długo da się tak żyć? W telewizji mówili coś o
znoszeniu obostrzeń, ale ich zakłady pracy nie przewidują szybkiego powrotu do
normalności.
Z przedpokoju znów dochodzi krzyk. Zdzich w drodze do
łazienki potknął się o torby pozostawione tam przez Gośkę. Jest tak wściekły,
że zapomina o swojej potrzebie. Wpada do pokoju żony z zaciśniętymi pięściami.
— Tylko spróbuj! – Słyszy groźne ostrzeżenie. –
Nareszcie wyszło na jaw, kim naprawdę jesteś: cham i brutal. Że też przez
piętnaście lat z tobą wytrzymywałam! Głupia byłam, ale już nie będę! Wynoś się!
Zdzich na chwilę zastyga, potem wychodzi. Gośka ponownie
kładzie się na kanapie. Jest wściekła na siebie, na Zdzicha, na wirusa, który w
tak krótkim czasie rozwalił ich życie. Gdy trochę ochłonęła, włącza laptop,
żeby sprawdzić najświeższe wiadomości. Z popularnego serwisu informacyjnego
dowiaduje się, że od najbliższego poniedziałku sądy wznawiają orzekanie.
Przełącza się na Google i zaczyna szukać kancelarii adwokackiej specjalizującej
się w sprawach rozwodowych.
GORGON