Pamiętaj o mnie
Kobieca postać w białej sukni sięgającej kostek z przewyższającą
jej wzrost kosą w prawej ręce, pojawiła się nad łóżkiem Człowieka wczesnym
rankiem, gdy pierwsze promienie słońca wdarły się przez okno do jego pokoju i
skłoniły do rozchylenia zaspanych powiek. Jej widok zdziwił go niezmiernie. Był
w sile wieku i na nic nie chorował. Czyżby, mimo wszystko, to już był TEN
moment? Na wszelki wypadek przetarł ręką oczy i uszczypnął się kilka razy w przegub
dłoni, żeby się upewnić, czy to nie jakiś senny koszmar, ale biała postać przy
jego łóżku nie znikała. Przyjrzał się jej dokładniej. Nie była szkieletem, nie
miała pustych oczodołów ani wyszczerzonych, nieosłoniętych wargami zębów. Na
jej ramiona opadały długie, jasne, lekko falujące włosy. Spoglądała na
Człowieka ciepłym spojrzeniem dużych, niebieskich, głęboko osadzonych oczu.
Tylko jej cera była nienaturalnie blada, jakby całe życie spędzała w zamkniętym
pomieszczeniu.
Człowieka w pierwszej chwili ogarnęło przerażenie. Dlaczego
właśnie dziś odwiedziła go ta zwiastunka najgorszej z możliwych nowin? Przecież
niczego jeszcze nie zdążył w życiu zrobić, a planów miał mnóstwo. Czyżby miał
nieodwołalnie pogodzić się z myślą, że wszystkie one razem z nim odejdą w
niebyt? Odruchowo odsunął się od krawędzi łóżka i przylgnął do ściany, jakby
miał nadzieję, że w ten sposób uniknie ciosu ostrego narzędzia trzymanego przez
nieoczekiwanego gościa.
Postać w białej sukni uśmiechnęła się pobłażliwie.
Najwyraźniej rozpaczliwa próba ratowania się, podjęta przez Człowieka rozbawiła
ją wybornie.
— Nie bój się – powiedziała ciepłym, przyjaznym głosem,
brzmiącym jednak trochę dziwnie, jakby dochodził gdzieś z oddali, a nie z
odległości niecałego metra – dziś nie wykorzystam tego akcesorium, które zawsze
noszę przy sobie. To tylko ostrzeżenie. Do tej pory zachowywałeś się tak,
jakbyś myślał, że będziesz żył wiecznie. Wszystkie swoje plany i marzenia
odkładałeś na później, uznając, że nic ci nie przeszkodzi ich spełnić. Przyszłam
ci przypomnieć, że istnieję i prędzej czy później spotkasz się ze mną. Weź się
do roboty, żebyś nie żałował zmarnowanego czasu, kiedy przyjdę ponownie i
zrobię użytek z mojej kosy. Wtedy będę nieczuła na prośby o podarowanie choćby
jednego dnia na dokończenie tej czy innej sprawy.
Człowiek stopniowo zaczął oswajać się z obecnością tej
niezbyt mile widzianej przez kogokolwiek istoty. Ton jej głosu i wyraźnie
pozytywne nastawienie do jego osoby ośmieliły go na tyle, że postanowił trochę
się ze swoją rozmówczynią podroczyć.
— Czy nie jest przypadkiem tak, że medycyna wkrótce się
z tobą rozprawi i przestaniesz w ogóle straszyć ludzi tym swoim żelastwem? –
zapytał zaczepnie.
Kobieta w białej sukni roześmiała się głośno i szczerze,
jakby usłyszała znakomity dowcip.
— Nie licz na to. Zawsze świetnie się bawię, kiedy
słyszę te nadęte zapewnienia, że to tuż, tuż, że tylko jeden mały kroczek
dzieli ich od zwycięstwa nade mną. Biedacy! Nie wiedzą z czym w ogóle się
mierzą. Mogę im tylko współczuć, co nie oznacza, że kiedy złożę wizytę któremuś
z tych tak zwanych „naukowców”, nie omieszkam pokpić sobie trochę z ich
zarozumialstwa. Zapewniam cię, że wszyscy się ze mną spotkacie: i teraz, i za
sto lat, i nawet za tysiąc, dopóki tylko będziecie istnieć. Zamiast snuć
nierealne mrzonki o pozbyciu się mnie, lepiej dobrze wykorzystać czas, który
jest wam dany. Ciebie dotyczy to w szczególności. Po to dziś cię odwiedziłam.
Na ogół tego nie robię, ale wiem, jakie są twoje plany. Żal mi się zrobiło, że
mogą pozostać niezrealizowane. Postanowiłam cię obudzić.
— No dobrze – Człowiek postanowił jeszcze potargować
się trochę z wykonawczynią wyroków losu – przyjdziesz tu któregoś dnia i
utniesz mi łeb, bo tak ma być. Czy można się dowiedzieć, kiedy dokładnie to się
stanie? Ile właściwie mam tego czasu na realizację swoich marzeń?
Na twarzy białej postaci znów zagościł ten pobłażliwy, lekko
ironiczny uśmiech, charakterystyczny dla osób mających poczucie wyższości nad
swoim rozmówcą.
— Czy widziałeś, żeby ktoś z tych, którzy już zetknęli
się ze mną, miał uciętą głowę? – odpowiedziała pytaniem – jeśli nawet miał to
nie za moją sprawą. Ja nie pozbawiam ludzi głów. Rozcinam więzy łączące duszę z
ciałem. Od razu cię uspokoję: to nie jest bolesny zabieg. Mówię to, bo wiem, że
wy, ludzie, niczego nie boicie się bardziej niż bólu. Ja go nie zadaję.
Przeciwnie, uwalniam od niego. Powinniście być mi za to wdzięczni. No cóż,
przyzwyczaiłam się już, że nie jesteście. Co zaś tyczy się twojego pytania, to
przykro mi, ale nie odpowiem na nie. Ta wiedza nie pomogłaby ci w zajęciu się
tym, co dla ciebie najważniejsze. Z mojej strony to wszystko. Do rychłego
zobaczenia. Aha, jeszcze tylko drobny upominek na pożegnanie.
Wyjęła z kieszeni ukrytej w fałdach białej szaty mały
przedmiot i rzuciła go w kierunku Człowieka. Trochę niecelnie. Przedmiot ów
upadł na kołdrę, ześliznął się z niej i potoczył pod łóżko. Ten nachylił się,
żeby go podnieść, ale nie udało mu się niczego wymacać. Gdy uniósł głowę, w
pokoju było pusto. Tylko budzik zaczął wygrywać wesołą, skoczną melodyjkę.
Został uciszony niedbałym ruchem dłoni.
„Chyba, jednak, to był sen”, pomyślał Człowiek, powoli
wstając z posłania. „Mimo wszystko, warto by sporządzić spis planów i celów do
zrealizowania, ustalić hierarchię i powoli zabrać się za wprowadzanie ich w
czyn. Sen, nie sen, ale coś z tym czasem jest na rzeczy. Zajmę się tym po
powrocie z pracy.”
Po południu był jednak zbyt zmęczony, żeby zaprzątać sobie
głowę jakimiś planami i marzeniami. Odłożył to na jutro. Następnego dnia
było tak samo, kolejnego też. Zmęczenie, zgiełk bieżących zdarzeń oraz
przyzwyczajenie do poruszania się wyłącznie znanymi, raz wytyczonymi koleinami –
wszystko to sprawiało, że plany i marzenia czekały na lepsze czasy.
Nieoczekiwana wizyta sprzed kilku dni stopniowo zacierała się w pamięci. Któż
przejmowałby się snami?
W sobotę Człowiek miał zwyczaj robić w mieszkaniu generalne
porządki. Kiedy zanurzył wilgotny mop pod łóżko, aby usunąć nagromadzony przez
cały tydzień kurz, wymiótł stamtąd metalowy krążek wielkością przypominający
monetę pięćdziesięciogroszową. Zdziwił się. Do tej pory nigdy nie zdarzało mu
się znajdować pieniędzy w takim miejscu. Podniósł znalezisko i nagle poczuł, że
nogi pod nim robią się wiotkie jak z waty, a na twarzy i karku pojawia się
zimny pot. To nie była pięćdziesięciogroszówka. Na obu stronach srebrzystego
medalika widniał wygrawerowany napis „MEMENTO MEI”, a pośrodku — postać kobiety
w długiej sukni z kosą w ręku.